Bieliźniany must-have – Freya Deco z
jednej strony kusił mnie pozytywnymi opiniami i zachwytami klientek,
kupujących kolejne wersje sprzedażowego hitu. Z drugiej jednak
odstraszała mnie jego zbrojność i mało ekscytujący wygląd.
Freya Deco występuje bowiem najczęściej w kolorach bazowych oraz w
jednej odmianie sezonowej, która zwykle jest kolorem wytypowanym do
bycia modnym na ten sezon. Aż tu nagle taka papuzia w pięknym
intensywnym kolorze niebieskim, z energetycznymi, kolorowymi
wzorkami. Idealny stanik na szaro-bure dni!
Najpierw przymierzyłam jeden z
rzeczonych kolorów sezonowych. Efekt WOW spowodował nerwowy
tik, poszukujących portfela dłoni. „Take my money” krzyczały
oczy, które zobaczyły efekt pod bluzką. O tak! Z tym stanikiem
nawet największy hejter, nie będzie doszukiwał się fałdek na
moim brzuchu. Ale potem odezwał się rozum, mówiąc: „E! E! Ten
kolor!”. Obiecałam sobie bowiem stanik, który bez szkody na
estetyce będę mogła zakładać pod ciemne ubrania (czyli 99, 99%
mojej szafy).
FreyaDeco Lagoon plunge
Rozmiar: 30 G
Kolor: chaber, różowy, limonka i
zielony.
Cena: 25 GBP
Freya Deco dostępna jest też w kroju
half-cup i strapless. Ja wybrałam plunge – ten pierwszy,
najbardziej klasyczny.
Pierwsza rzeczy, której obawiam się
zawsze w przypadku termicznie formowanych staników, jest problem,
który mam z bezramiączkowcem od
Ewy Michalak, który
trochę odparza mi skórę przy dłuższym noszeniu. Deco wyściełane
jest kolorową bawełną
i żadnego tego typu dyskomfortu nie odczuwam.
Przy
pierwszej przymiarce poczułam ucisk pod pachą (sic!). Tak. Ten
stanik jest bardzo zabudowany pod pachą, ale o dziwo, nie obciera
mnie w trakcie dłuższego noszenia. Materiału na obwodzie jest
nieco więcej. Gdy stoję, za pachę delikatnie odstaje, co nie jest
dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Myślę, że dzięki temu cały
obwód może lepiej pracować, i to sprawia, że Deco nie wrzyna się
boleśnie, co w innych modelach marki Freya jest przez niektóre
nosicielki mocno odczuwany.
Nie
ma co ukrywać, że ten stanik, nie będzie się nadawał do sukienek
mocno wyciętych pod pachami, chyba, że użyjemy go jako części
stylizacji. Biorąc pod uwagę, że mówimy o pachach, to może być
to nie lada wyzwanie dla stylistów. ;)
Tak
jak pisałam przy okazji recenzji Fauve Isla, Deco zaskoczyło
mnie rozciągliwością obwodu. W całości pokryty jest on
drukowanym materiałem, z którego szyte są również majtki i
miski. Być może nie jest to również szczęśliwy wybór w
przypadku obwodu. Sama jednak bardzo doceniam w tym staniku właśnie
to, że wzór jest wszędzie, a nie tylko na miskach.
Rozciągliwość
jest sporym problemem, bo często przepinając obwód ciaśniej,
zmniejszamy nieco głębokość miski. W końcu haftek już nie
starcza i obwód zaczyna być za luźny dla prawidłowego
podtrzymania. Po prawie trzech miesiącach noszenia, obwód zapinam
na ostatnia haftkę i jest OK. Pozostaje mieć nadzieję, że już
więcej nie będzie się rozciągał.
Efekt
WOW w tym staniku polega nie tylko na maksymalnym
zbliżeniu piersi,
by dobrze wyglądały w dekolcie typu V. Kształt uformowania misek,
optycznie powiększa piersi. Po bokach piersi plandże zwykle
ściskają piersi do środka. Freya jest w tym miejscu uformowana
koliście. Myślę, że między innymi z tego powodu, po założeniu
bluzki wydaje się, że mamy większy biust.
Brzegi
misek obszyte są materiałem, co nie jest standardem w tej klasie
staników (choć cenowo Freya zaczyna niebezpiecznie piąć się w
górę), a od razu sprawia wrażenie lepszego wykończenia.
Pomiędzy
miskami i przy ramiączkach znajdziemy minimalistyczne kokardki w
kolorze ramiączek i obszycia i na tym dekoracje w tym staniku kończą
się. I bardzo dobrze, bo przecież i tak największa jego atrakcją
jest kolor.
:)
Ramiączka
– tu nie będzie nowości, w przypadku tej marki ramiączka są
grube (co mi osobiście nie przeszkadza, bo ładne) i długie (co już
bardziej). Dodatkowo zapięcie
dość łatwo przesuwa się na ramiączku w trakcie zakładania, więc
właściwie za każdym razem trzeba zsunąć je z powrotem. Biorą
pod uwagę, że przy tak długich szelkach zapięcie wypada na
ramieniu, nie muszę zdejmować w tym celu stanika, co jest pewnym
pocieszeniem. ;)
Deco
jest pancerne. Lubię izolować się od bodźców zewnętrznych w tej
strefie mojego ciała, ale do Deco musiałam się trochę
przyzwyczaić. Raczej nie noszę staników typu moulded,
więc nie jestem przyzwyczajona do np., odstawania mojej zbroi w
trakcie czytania w pozycji horyzontalnej. ;) Jest jednak jeden
niesamowity plus takiego oręża. W trakcie dni, w których moje
piersi są bardziej bolesne, stanik chroni ja jak żaden inny, za co
chwała mu wielka. Biust jest mocno unieruchomiony i maksymalnie
podniesiony do góry. Bo oprócz wyciskania
piersi do dekoltu,
Freya Deco maksymalnie biust
podnosi. Dla osób
preferujących full-cupową naturę, efekt ten może być nawet nieco
przesadny. Ja nie narzekam. :)
Reasumując.
Freya jest wygodna i użyteczna. Spośród gamy kolorów każdy
powinien znaleźć coś dla siebie. Na minus działa jednak zbyt
rozciągający się obwód
i ewentualnie zabudowanie
pod pachami. Wieść internetowa niesie, że dzięki takiemu
zabudowaniu, świetnie zwalcza bułki pod pachowe. Ja jeszcze takiego
efektu nie widzę, ale na pewno buły w Deco nie uświadczam. :)
Podobno
też czarne Deco ma nieco większą miskę od pozostałych. Lagunowe
jest nieco większe niż inne staniki w tym rozmiarze, ale po
rozciągnięciu obwodu ta różnica powoli się niweluje.
Materiał,
z którego uszyte są majtki, przypomina mi elastyczne tkaniny, z
których szyte są kostiumy kąpielowe. Tutaj jednak jest on cieńszy,
w środku zawiera bawełnianą wkładkę. Oprócz nadruku, jedyną
ich ozdobą jest niebieskie obszycie i kokardka na środku.
Super zestawienie
OdpowiedzUsuń