Gdy byłam młoda, Pani w mojej małej miejscowości nie kryła przede mną dużych rozmiarów staników. Dlatego chodziłam posłusznie w 80 lub 85D. Aż zdradziłam ją że zwykłym bieliźniakiem, gdzie kupiłam seksowny push-up 75C (kłócąc się przez większość czasu, że nie będę mierzyć B ani A). Założyłam go raz. Po tym haniebnym incydencie, zakładając wór pokutny, wróciłam do moich pięknych, drogich (dlatego kupowanych raz na rok - na urodziny) staników dla pań po 50-tce. Idylla trwałaby pewnie do tej pory, ale niestety sklep Pani zamknęła i uciekła nie wiadomo gdzie. Dwa lata tułałam się po świecie donaszając staniki z podstawówki, gdy nagle uświadomiłam się stanikowo. Tu dokonuję pewnego cięcia i przechodzę do meritum.
Zmieniłam rozmiar z 80D na 65F, 60G (a właściwie 60H, bo to tak mniej więcej wygląda w polskich firmach) i nagle okazało się, że mam MAŁY BIUST. Nic mi już nie skakało, urwały się docinki męskiej i te - zdecydowanie bardziej jadowite - żeńskiej strony naszego społeczeństwa. Chodzę w dekoltach, bluzkach na ramiączkach, a gdy tego wcześniej próbowałam od razu ktoś mnie upominał, że MI nie wypada tak się ubierać. Pokochałam swój biust. A razem z nim coś, co powinno być dla każdej z nas bardzo ważne – swoją KOBIECOŚĆ.
Widziałam przemianę siostry, która ma większy biust ode mnie (z „największe co jest” na 28(60)JJ). Kupiła sobie pierwsze sukienki, zaczęła nosić dekolty, które ją wysmuklają i przede wszystkim zaczęła podkreślać talię. Stała się naprawdę super laską. W jej przypadku zmiana biustonosza dała efekt diety cud, choć tak naprawdę zawsze ta piękna figura tam była. Tyle, że ukryta pod workowatymi ubraniami. Pruderyjnymi, ale nie oszukujmy się – powiększającymi biust i wszystko inne przy okazji.
Moja mama ma biust średni (z 90C na 34(75)G) Ona odkryła, że po 50 też jest się kobietą – można być piękną lub zaniedbaną – wybrała to pierwsze. Teraz zakupy są dla niej przyjemnością. Zamiast dostojnego fioletu i czerni sięga po różowy, czerwony. Podkreśla swoje walory i nie przejmuje się jakąś fałdką, która od czasu do czasu gdzieś wystaje. Naprawdę jestem z niej dumna, gdy ją widzę z daleka na ulicy.
Piszę tę notkę, bo wiele mówimy o merytorycznych kwestiach dotyczących doboru stanika (choćby rewelacyjny Biust na Żywo na Stanikomanii – polecam niezapoznanym). A ja chciałam powiedzieć, że prawdziwe zmiany to nie tylko stanik. Niesamowicie mnie zszokowało jak taka niepozorna część garderoby zmienia kobiety. Bo czasem potrafimy przez to zacząć kochać same siebie. Odkrywać, że KOBIECOŚĆ jest naszym udziałem i jest czymś pięknym, co warto pielęgnować i się tym cieszyć.
Taka prozaiczna rzecz sprawia, że kobiety zaczynają sobie pomagać. Lobby Biuściastych funkcjonuje wiele lat. Jest tam wiele kobiet, które poświęciły bardzo dużo czasu, żeby doradzać zupełnie sobie nieznanym kobietom. Wiele z nas zyskuje tam takie kobiece wsparcie, którego brakuje na codzień. Daje możliwość rozmowy o różnych rzeczach i otwarcia się na problemy innych kobiet. Bardzo bym chciała, żeby taka atmosfera kobiecej solidarności (a nie wrogości!) przenosiła się na inne sprawy. Bo czy z małymi, czy z dużymi – wszystkie jesteśmy kobietami (a może nie tylko?!) i mamy wiele do zaoferowania światu.
Fotka z pinger.pl
Zmieniłam rozmiar z 80D na 65F, 60G (a właściwie 60H, bo to tak mniej więcej wygląda w polskich firmach) i nagle okazało się, że mam MAŁY BIUST. Nic mi już nie skakało, urwały się docinki męskiej i te - zdecydowanie bardziej jadowite - żeńskiej strony naszego społeczeństwa. Chodzę w dekoltach, bluzkach na ramiączkach, a gdy tego wcześniej próbowałam od razu ktoś mnie upominał, że MI nie wypada tak się ubierać. Pokochałam swój biust. A razem z nim coś, co powinno być dla każdej z nas bardzo ważne – swoją KOBIECOŚĆ.
Widziałam przemianę siostry, która ma większy biust ode mnie (z „największe co jest” na 28(60)JJ). Kupiła sobie pierwsze sukienki, zaczęła nosić dekolty, które ją wysmuklają i przede wszystkim zaczęła podkreślać talię. Stała się naprawdę super laską. W jej przypadku zmiana biustonosza dała efekt diety cud, choć tak naprawdę zawsze ta piękna figura tam była. Tyle, że ukryta pod workowatymi ubraniami. Pruderyjnymi, ale nie oszukujmy się – powiększającymi biust i wszystko inne przy okazji.
Moja mama ma biust średni (z 90C na 34(75)G) Ona odkryła, że po 50 też jest się kobietą – można być piękną lub zaniedbaną – wybrała to pierwsze. Teraz zakupy są dla niej przyjemnością. Zamiast dostojnego fioletu i czerni sięga po różowy, czerwony. Podkreśla swoje walory i nie przejmuje się jakąś fałdką, która od czasu do czasu gdzieś wystaje. Naprawdę jestem z niej dumna, gdy ją widzę z daleka na ulicy.
Piszę tę notkę, bo wiele mówimy o merytorycznych kwestiach dotyczących doboru stanika (choćby rewelacyjny Biust na Żywo na Stanikomanii – polecam niezapoznanym). A ja chciałam powiedzieć, że prawdziwe zmiany to nie tylko stanik. Niesamowicie mnie zszokowało jak taka niepozorna część garderoby zmienia kobiety. Bo czasem potrafimy przez to zacząć kochać same siebie. Odkrywać, że KOBIECOŚĆ jest naszym udziałem i jest czymś pięknym, co warto pielęgnować i się tym cieszyć.
Taka prozaiczna rzecz sprawia, że kobiety zaczynają sobie pomagać. Lobby Biuściastych funkcjonuje wiele lat. Jest tam wiele kobiet, które poświęciły bardzo dużo czasu, żeby doradzać zupełnie sobie nieznanym kobietom. Wiele z nas zyskuje tam takie kobiece wsparcie, którego brakuje na codzień. Daje możliwość rozmowy o różnych rzeczach i otwarcia się na problemy innych kobiet. Bardzo bym chciała, żeby taka atmosfera kobiecej solidarności (a nie wrogości!) przenosiła się na inne sprawy. Bo czy z małymi, czy z dużymi – wszystkie jesteśmy kobietami (a może nie tylko?!) i mamy wiele do zaoferowania światu.
Ale się namęczyłam, żeby wśród pin-up-ów znaleźć zdjęcie silnej, świadomej swojej kobiecości kobiety, a nie ciapowatego głuptaska..
Komentarze
Prześlij komentarz